Slub i wesele w Hiszpanii znacznie rozni sie od naszego tradycyjnego polskiego wesela. Przede wszystkim nie ma tam hucznych zabaw weselnych, nie tanczy sie pomiedzy posilkami- bo napierw jest jedzenie, a dopiero pozniej taniec pod golym niebem...
Po Slubie, jeszcze zanim zasiedlismy do stolu pod namiotem, przez jakies 2 godziny spacerowalismy po farmie, delektujac sie licznymi przystawkami, ktore nosili kelnerzy i rozdawali gosciom, popijajalismy przy okazji hiszpanskie wino oraz szampana.

A to jedno z glownych dan- wszystko bardzo smaczne i elegancko podane!

Na pieknej farmie, oczywiscie pod bialym, atlasowym namiotem...

Spacer po farmie...

Nie bylo "calowania" pod Kosciolem...

A to malutka miejscowosc pod Madrytem, oraz nasza restauracja w ktorej zawsze pilismy Cole a przy okazji dostawalismy zawsze jakas przekaske...W dzien nie ma tam zywego ducha, natomiast wieczorem miejsce to tetni zyciem..

Miejscowe domy, wszystkie prawie sa biale, waskie uliczki i oczywiscie pozaslaniane okna!!! Czulam sie jakby to bylo wymarle miasteczko...

W pensjonacie w ktorym mieszkalismy byl taki oto living room, oraz bardzo interesujacy plocienny sufit...

Nasz pokoj, ktory bardzo mi sie podobal. Troche jak z tych meksykanskich telenowel ;)